Przeskocz do treści Przeskocz do menu

W pracy zachęca firmy do sięgania po fundusze europejskie. Po godzinach zachęca do pomagania. Pędzi na salę treningową, wskakuje w sportowe buty i z uśmiechem ćwiczy zumbę. W ten sposób Sylwia Szczesna z Lubelskiej Agencji Wspierania Przedsiębiorczości w Lublinie daje innym cząstkę siebie. Tańczy w maratonach, organizuje zbiórki, piecze ciasta zbierając grosz do grosza w akcjach charytatywnych. To chodzący wulkan energii, o ogromnym sercu i jeszcze większych pokładach empatii.

Obraz przedstawia tańczącą Sylwię Szczęsną Pracownika LAWP

W nietypowych okolicznościach zaczęłaś przygodę z zumbą.

To był przypadek. Zresztą przekonasz się, że będzie ich więcej (śmiech). Jako dziecko miałam problemy z kręgosłupem. Przez 3, 4 lata byłam praktycznie unieruchomiona. Zero zajęć sportowych i wu-efu. Później mój ortopeda zalecił mi basen i taniec. Na studiach, już po przeprowadzce do Lublina, zapisałam się na kurs tańca latynoamerykańskiego. Pewnego dnia nie było zajęć. W zastępstwie czekała zumba. Tak mnie wciągnęła, że w jej rytmie żyję do dzisiaj.

Teraz nie tylko tańczysz, ale sama uczysz zumby innych.

Dokładnie. Po kilku latach chodzenia na zajęcia, postanowiłam, że spróbuję zrobić kurs instruktora. Wiesz, spalone kalorie, endorfina i pozytywne zmęczenie są jak narkotyk. Wciągają bez reszty. Ponadto wtedy nie do końca układało mi się prywatnie. Kurs instruktorski był więc świetną odskocznią od codzienności. Od grudnia 2013 roku jestem certyfikowanym instruktorem zumby. To była chyba moja najlepsza decyzja w życiu.

Aż tak?

Naprawdę. Po tym wszystko zmieniło się u mnie o 180 stopni. Tyle ludzi ile poznałam, ilu uszczęśliwiłam, ilu pomogłam w dojściu do formy i lepszej sylwetki… Mogę liczyć w setkach. Pamiętam dziewczyny, które przychodziły do mnie 2 razy w tygodniu. Po kilkunastu zajęciach podeszły do mnie i mówią: >>Sylwia, dzięki Twoim zajęciom 18 kg w dół! Teraz czujemy się świetnie. Mężowie to zauważają, biegamy za dziećmi bez zadyszki. Po ćwiczeniach wspólnie się spotykamy i przyjaźnimy. Jest super.<< Jak widzisz zumba sporo miesza, nie tylko w moim życiu (śmiech).

Czym ona właściwie jest?

To połączenie tańca latynoamerykańskiego z aerobikiem. W kolumbijskim slangu Zumba oznacza „baw się i ruszaj”. Wybierając się na zumbę naśladujesz kroki instruktora. Jest to fajne, ponieważ nie koncentrujesz się krokach i nie panikujesz się gdy się pomylisz. Powtarzając kroki za instruktorem naturalnie, po kilku zajęciach, zaczynasz ruszać się tak jak on. W rezultacie łączysz fitness z nauką podstawowych kroków tańców latinoamerykańskich. Po jakimś czasie nie tylko lepiej czujesz rytm, ale potrafisz zatańczysz, np. salsę.

I czuję się jak Shakira i Beyonce?

Naprawdę, tak to działa. Chcę, żeby każdy choć na moment wszedł w skórę tych gwiazd i miał z tego dla siebie dużo radości. Aż miło popatrzeć na ludzi, którzy mocno angażują się i wczuwają w taniec. To bardzo motywuje.


Jeśli tylko zdrowie pozwala i mogę dać coś od siebie to robię to z przyjemnością. Szczególnie traktuję pomoc dzieciom. Są bezbronne i niewinne, a często od niemowlaka muszą walczyć z ciężkimi chorobami. Mam dużą wrażliwość i empatię, dlatego ich los nie jest mi obojętny


Pytam o zumbę jeszcze z innego powodu. Wchodząc na Twojego Facebooka, pełno w nim zaproszeń na akcje charytatywne. To nie przypadek?

Absolutnie, nie. Lubię pomagać innym, sprawia mi to wiele radości. Uważam, że dobro wraca. Tak mam od podstawówki. Już wtedy biegałam z puszką WOŚP, angażowałam się w różne akcje. Z wiekiem mi nie przeszło. Doszła jeszcze Szlachetna Paczka. Jeśli tylko zdrowie pozwala i mogę dać coś od siebie to robię to z przyjemnością. Szczególnie traktuję pomoc dzieciom. Są bezbronne i niewinne, a często od niemowlaka muszą walczyć z ciężkimi chorobami. Mam dużą wrażliwość i empatię, dlatego ich los nie jest mi obojętny.

Najważniejsze, że to przynosi efekty.

Z tego jestem naprawdę dumna. Często organizujemy charytatywne maratony zumby. Tańczymy na scenie, zachęcając do tego mieszkańców, którzy w zamian przekazują swoje pieniądze na pomoc innym. Mam zgraną paczkę instruktorów, na których zawszę mogę liczyć. Ciągnie nas do siebie. Wystarczy jeden telefon i po tygodniu mam dopięte sprawy organizacyjne. W kolejnym tygodniu spotykamy się już na maratonie. Nikt nie marudzi, że nie ma czasu, że akcja jest za darmo, że daleko. Niedawno organizowaliśmy maraton dla Zoi. Wcześniej tańczyliśmy dla Jasia Karwowskiego. Maraton zumby był jedną z wielu akcji. Świetnie spisał się Biegający Świdnik, Stowarzyszenie Wolność Endorfin i Przedszkole Króla Maciusia Pierwszego. Doszły do tego licytacje i pieczenie ciast. Wiele różnych działań, po to aby zebrać górę pieniędzy – 450 tys. zł – na operację. Dla rodziców to ogromny wydatek, ale z każdej strony składamy grosz do grosza. Uda się. Jestem pewna!

Jak to jest. Chętnie dzisiaj pomagamy, czy raczej panuje znieczulica?

Nie ma co ukrywać, że dzisiaj różnie patrzymy na cierpiących. Znieczulica jest, owszem, ale z drugiej strony znam masę wspaniałych ludzi o wielkich sercach. Do pomocy chętniej włączają się osoby, które same coś przeżyły i wiedzą, że jest ciężko bez wsparcia innych.

Jak odbierasz to, że przez swoją pasję zarażasz innych pozytywną energią?

Zumba pomaga, nie tylko charytatywnie. Równie dobrze działa na psychikę, moją i moich podopiecznych. Po 8 godzinach za biurkiem, jeżdżę w środy do Parczewa. Są takie dni, że mam dość, jestem wykończona. Ale, gdy wchodzę na salę, widzę dziewczyny z uśmiecham od ucha do ucha, które skaczą na zajęciach, zmęczenie przechodzi samo. Zresztą są też panowie. Na przykład pan Marian, który jest zawodowym kierowcą. Jeździ na tirach. Potrafi zadzwonić i zapytać, czy jutro jest zumba, bo on aktualnie jest w Hiszpanii, ale na pewno zdąży. I faktycznie, dotrzymuje słowa. Może spóźni się trochę, ale jest i bawi się razem z nami. Sam przyznaje, że daje mu to tyle energii, że wystarczy na kolejny, daleki wyjazd. Z zumbą wyrzucasz z siebie negatywne emocje i wracasz do domu innym człowiekiem. I nie można zapomnieć o moich wspaniałych dziewczynach w Cityfit!

Wiele dobrego słyszałem o Twojej parczewskiej grupie.

Zawsze będę ją chwalić (śmiech). Zresztą posłuchaj. Miałam zajęcia przed świętami. Wiadomo, mała grupa, bo każdy jest zajęty sprzątaniem, zakupami, gotowaniem itd. Przychodzę i mówię, że nie biorę pieniędzy za zajęcia, ale za to zbieram dla Jasia. >>Wszystko co wrzucicie idzie na operację!<<. Było tylko 10 dziewczyn, a w ciągu godziny uzbierałam prawie tysiąc złotych. Później przyszły kolejne wpłaty. Innym razem ogłaszam: >>Dzisiaj zbieramy na zabawki dla szpitala w Parczewie<<. Dziewczyny na to: >>Nie ma sprawy<<. Jeszcze w tym samym tygodniu zanieśliśmy paczkę maskotek na oddział dziecięcy. Dyrektor szpitala nie mógł uwierzyć, a ja na to: >>Zumba Parczew! Polecamy się.<<. To niesamowite uczucie, gdy podarowujesz dziecku uśmiech, a jeszcze, gdy taki maluch Cię przytuli, łzy stają w oczach…


Nie mogłam opanować emocji po tym co zobaczyłam, w jakich warunkach żyją niektórzy z nas i jak wiele potrzebują. To było straszne, dlatego niech każdy docenia to co ma


Jesteś wrażliwa na krzywdę?

Bardzo. Kiedyś zbieraliśmy paczki na Szlachetną Paczkę i zawiozłam ją dla potrzebującej rodziny z Lubartowa. Hmm, to był błąd, w tym sensie, że od razu się rozpłakałam. Wracając też płakałam. Nie mogłam opanować emocji po tym co zobaczyłam, w jakich warunkach żyją niektórzy z nas i jak wiele potrzebują. To było straszne, dlatego niech każdy docenia to co ma.

Ochłońmy zatem i pomówimy o Twoim rodzinnym mieście. Nadal jesteś z nim mocno zżyta, prawda?

Oczywiście, to moja mała ojczyzna. Tam dorastałam. W Parczewie mam rodziców, dziadków i wielu przyjaciół. Do tego, co tydzień, przyjeżdżam do Parczewa na zajęcia zumby. Chętnie współpracuję przy wielu akcjach, organizowanych przez Parczewski Dom Kultury. Nie wstydzę się, że pochodzę z małego miasta. Dlatego kiedy ktoś pyta mnie skąd jestem to zawsze mówię, że z Parczewa, a nie z Lublina lub z jego okolic.

Teraz pytanie w zupełnie innym klimacie. Kim dla Sylwii Szczesnej jest Valentino Rossi?

(Śmiech). Nie spodziewałam, się że to wyciągniesz!

Dobrze się przygotowałem… Zatem, dlaczego to dla Ciebie ważna postać?

Valentino Rossi to mój motocyklowy guru. Uwielbiam motocykle, uwielbiam wyścigi w klasie Moto GP. Mam mnóstwo gadżetów VR46 i praktycznie jego ołtarz w domu.

Chętnie to zrobię, ale najpierw dopytam Ciebie o motory, bo to coś więcej niż tylko zainteresowanie?

Motor to silnik w samochodzie, ze mną możesz pogadać o motocyklach…

Ok, już się poprawiam. Mało osób wie o grupie Moto Lejdis Lublin. Możesz coś powiedzieć na ten temat?

Moto Lejdis to grupka dziewczyn, których pasją są motocykle, ale nie tylko. Są tam kobiety, takie jak ja, które wcześniej nie jeździły na motocyklach, ale fascynują i interesują się nimi. Pojawiają się praktycznie wszędzie, m.in. na zlotach i paradach. Nie ma co się oszukiwać. Jest to droga i niebezpieczna pasja, ale niezwykle wciągająca.

Zmieniając temat. W zumbie liczy się muzyka, a Ty znasz się na niej jak mało kto! Dwa razy brałaś udział w „Jakiej to melodii”. Jak do tego doszło? Jak przebrnęłaś przez eliminacje i wreszcie jak potoczyły się Twoje losy już w programie?

W sumie wystąpiłam w siedmiu odcinkach.

Żartujesz?

Nie. Moja przygoda z programem zaczęła się w 2012 roku. Oczywiście, w roli uczestnika, bo fanką tego teleturnieju jestem od dziecka. W tym roku „Jaka to melodia” kończy 20 lat. Pięć lat temu poszłam na casting w Lublinie. Po dwóch miesiącach dostałam telefon, że mogę jechać na nagranie.

Jak wyglądał casting?

Nie mogę zbyt zdradzać ze względu na regulamin programu – musisz sam się przekonać. Ale polecam każdemu, kto pasjonuje się w muzyce – tych chwil nikt Ci nie odbierze. A casting sam w sobie nie jest trudny.

A samo nagranie? Jak było?

Wrażenie niesamowite. Nie da się tego opisać. Spotykasz osoby, które wcześniej widziałeś tylko na ekranie. Tak spełniłam jedno z moich największych marzeń. Poznałam i zatańczyłam z samym Agustinem Egurrolą. Nie muszę tłumaczyć, że to mój taneczny idol (śmiech). Zawsze chciałam zatańczyć lub przynajmniej być na widowni w tym programie. Los sprawił, że nawet w nim zagrałam. Uczestnicy, to też niezwykli ludzie. Utrzymujemy kontakt, spotykamy się na zlotach. W samym Lublinie jest nas ponad 15 osób. Jedynie co nas ogranicza to czas, a właściwie jego brak.

Czujesz się gwiazdą?

Nie żartuj. Absolutnie nie. Oczywiście, fajnie jest jeśli ktoś mnie rozpozna i powie miłe słowo, ale ja jestem zwykłym człowiekiem. Mówię to każdemu, kto uważa mnie jak gwiazdę. Nie czuję się i nie jestem panią z telewizji, jestem normalną dziewczyną z Parczewa (śmiech).


Wystarczy spojrzeć na dzieciaki, na których leczenie zbieramy. Ich radość jest bezcenna, najlepsze wynagrodzenie za trud, który wkładasz w to wydarzenie


Podobno dobro wraca. Doświadczasz tego?

Jasne, że tak. Wystarczy spojrzeć na dzieciaki, na których leczenie zbieramy. Ich radość jest bezcenna, najlepsze wynagrodzenie za trud, który wkładasz w to wydarzenie. Wrócę do Zumby. Przed zeszłorocznymi Dniami Młodzieży w Radzyniu Podlaskim koleżanka chciała, abym stanęła przed konsoletą i poprowadziła całą imprezę…

Przepraszam, czyli jesteś jeszcze… DJejem?

(Śmiech) Stare czasy. Zanim zostałam urzędnikiem, przez 8 lat byłam DJejem.

Sylwia, nie przestajesz mnie zaskakiwać. Myślałem, że dobrze się przygotowałem, ale chyba myliłem się.

Czasami jeszcze gdzieś zagram. Nie mam już konsoli, ale jeśli ktoś ma sprzęt, a ja czas, stawiam się na zawołanie.

To wiele wyjaśnia. Teraz wiem skąd wzięło się Twoje zamiłowanie do muzyki?

Muzyka towarzyszy mi od zawsze, serio, ale wróćmy do Radzynia. Przyjechałam tam i koleżanka mówi, że robimy zumbę razem z księżmi, bo mają swoje animacje. Wierz mi, pod sceną było chyba ponad 2 tys. ludzi. Przyjechali Hiszpanie, Ukraińcy, Słowacy. Mix kulturowy. Przez dwie godziny to była petarda. Niesamowite przeżycia. Bezgraniczna radość, którą dzielimy się przez taniec. Najlepsze jest to, że to poszło dalej. Byliśmy w Panoramie w TVP2, w TVN24, w Internecie. Wtedy naprawdę przekonałam się o sile mediów społecznościowych. Kolega dzwoni po kilku dniach i mówi, że właśnie je śniadanie i widzi mnie w telewizji. Super, bardzo nam miło.

Znasz się na promocji. W końcu zajmujesz się nią zawodowo, ale prywaty unikasz.

To nie jest najważniejsze. Prywatne życie to moje sprawa. U mnie znajdziesz info tylko o moich zajęciach i akcjach charytatywnych. Do tego używam Facebooka.

Ile kalorii spalę na Twoich zajęciach?

Wiele zależy od zaangażowania. Jeśli lekko traktujesz zajęcia, spalisz mniej. Jeśli dasz z siebie maksimum, automatycznie pozbędziesz się więcej tłuszczyku. Na pewno łatwiej jest osobom, które znają układ. Mają kroki w głowie i z treningu na trening wyciskają lepsze wyniki. Pot leje się strumieniami. Żartujemy z szefem, że znów padało na moich zajęciach. Odpowiadając wprost, to spalisz od 600 kalorii w górę.


Zumba jest dla wszystkich. Dowód? Proszę bardzo. Miałam na zajęciach kobietę po sześćdziesiątce
i niejedna młoda dziewczyna mogłaby pozazdrościć kondycji tej pani


Czy zumba jest trudna?

Absolutnie nie. Zumba jest dla wszystkich. Dowód? Proszę bardzo. Miałam na zajęciach kobietę po sześćdziesiątce i niejedna młoda dziewczyna mogłaby pozazdrościć kondycji tej pani. Ideą tego sportu jest wspólna zabawa, a do tego wystarczą zaledwie 4 podstawowe kroki. Z zumbą odpoczywasz od codziennej gonitwy. Spróbuj!

Hmm. Może kiedyś? Zumba to relaks dla ducha i spalanie. A co polecasz na wzmocnienie kręgosłupa?

Pilates. Każdy powinien go spróbować. Ku chwale swojego kręgosłupa. Dzisiaj albo stoimy, albo siedzimy w pracy. Takie czasy, dlatego zajęcia z pilatesu minimum raz w tygodniu to konieczność.

Niech zgadnę, pewnie jesteś też instruktorką pilatesu?

Bingo, od tego roku raczkuję w tym temacie, wciąż się szkolę. Z pozoru każdy sądzi, że to prosty zestaw ćwiczeń, ale do ich opanowania trzeba sporo pracy i nauki. Ale pilates naprawdę działa. Na zajęciach mam dziewczynę z krótszą nogą, druga ma dyskopatię, ale obie twierdzą, że pilates dużo im pomaga.

Wynika z tego, że szkolenia to obowiązek?

Zdecydowanie. Jeśli nie zdobywasz nowej wiedzy, uwsteczniasz się. Na przykład nie urozmaicasz zajęć. Klienci to widzą i wybierają innych instruktorów. Fitness jest dziedziną dynamiczną. Tu wszystko szybko się zmienia. Musisz być na bieżąco.

Czy wyobrażasz sobie życie bez zumby?

Szczerze, to nie wiem. Nie zastanawiałam się nigdy nad tym. Póki mam formę i czas, póki moje grupy tego chcą, póki daje to wiele frajdy mi i moim kursantom to zumba będzie. Nie rzucę jej od tak, ponieważ sama budowałam „zumbową” społeczność z myślą o innych i dla nich jestem. To taka forma szczęścia, którą się mnoży jeśli się ją dzieli. Jeżeli przy okazji możesz komuś pomóc? Niech to trwa jak najdłużej.

Rozmawiamy ponad godzinę i niestety musimy kończyć. Na finał pytanie o czas. Ile liczy doba Sylwii Szczesnej, bo mam wrażenie, że więcej niż 24 godziny?

Tak jak u wszystkich, 24h. Czasu nie oszukasz. Ale, na poważnie, to kwestia jego organizacji. Telewizję oglądam rzadko, głównie piłkę nożną, wyścigi Moto GP i programy motoryzacyjne (śmiech). Po za tym zwyczajnie szkoda mi na nią czasu. Wolę spędzić czas z rodziną, znajomymi, ćwiczyć z fantastycznymi ludźmi na zajęciach, a przede wszystkim pomagać.

Rozmawiał Paweł Florek

Fot. Zbyszek Słowik